Szlakiem pamięci i patriotyzmu

2009-04-08


Podróż po Białorusi, Rosji i Litwie śladami męczeństwa Polaków to niezwykła i wzruszająca lekcja – lekcja o tym, że bycie Polakiem bywało największym przestępstwem, lekcja o tym, że z wielką zaciętością komuniści niszczyli nasz naród. Wreszcie lekcja o tym, że za naszymi wschodnimi granicami żyją Polacy pozbawieni Ojczyzny.

W inną rzeczywistość zostajemy wrzuceni już na granicy polsko-białoruskiej, zdani na łaskę celników, zbierających i oddających w nieskończoność nasze paszporty. Nie wolno opuszczać autokaru. Nie wiemy, kiedy celnicy zechcą zająć się naszą odprawą, mimo, że przed nami nie ma nikogo innego.

Przedmieścia Grodna wypełnione są nowymi blokami mieszkalnymi. Jak tłumaczy nasz przewodnik, prezydent Łukaszenko zapowiedział, że niezależnie od sytuacji na Białorusi i świecie, będzie budował mieszkania. Problem jednak w tym, że niewielu stać na to, by w nich mieszkać.

Kiedy przyjeżdżamy do kantoru, by wymienić pieniądze, okazuje się, że wszystkie białoruskie ruble zostały już sprzedane. Musimy poczekać do następnego dnia.

Podczas wieczornego zwiedzania starówki, wchodzimy do katedry – jest wypełniona Polakami, uczestniczącymi w polskiej mszy św. Podobnie jest następnego dnia, w niedzielę rano. To wyraźny przykład na to, że Polacy stanowią liczną (po Białorusinach najliczniejszą) grupę narodowościową w mieście. Liczną, lecz lekceważoną.

Po krótkim pobycie w Grodnie wyruszamy do Rosji, w stronę Katynia. Po drodze zatrzymujemy się jednak w Kuropatach, w okolicach Mińska – miejscu rozstrzelania i pochówku ofiar stalinowskiego terroru. Zostało ono odkryte w 1988 r przez historyka – archeologa Zianona Paźniaka. Szacuje się, że w latach 1937-41 zginęło tutaj od 30 do 250 tys. przedstawicieli polskiej i białoruskiej inteligencji oraz kapłanów katolickich, prawosławnych i żydowskich. Ponieważ nie można było i nie można nadal przeprowadzić dokładnych badań, trudno jest ustalić dokładną liczbę pochowanych ofiar. Styl mordowania i grzebania pomordowanych dokładnie taki sam, jak w przypadku Katynia – w tył głowy, a następnie wrzucanie ciał do olbrzymich dołów.

Tragedia trwa nadal – obok mogił ruchliwa autostrada, a licznie stawiane krzyże wielokrotnie były niszczone przez celowo wypuszczanych z więzienia przestępców.

Do dziś zbrodnia nie jest uznana przez administrację prezydenta Łukaszenki za zbrodnię przeciwko ludzkości. W czasach sowieckich oskarżano o nią hitlerowskie Niemcy, w obecnej Białorusi przemilcza się ją.

Podobnie jest ze zbrodnią katyńską. Za czasów prezydentury Władymira Putina Rosjanie utajnili 116 ze 183 tomów dokumentów i odmówili przekazania ich Polsce.

Bramę cmentarza katyńskiego przekraczamy w milczeniu. Milczy nawet przyroda pokryta grubą warstwą śniegu. Dotykamy tablic z nazwiskami tych, którzy pozostali tu na zawsze. Mur, na którym zostało umieszczone ponad cztery tysiące tablic przemawia do wyobraźni o wiele bardziej, niż ta sama liczba, wyczytana w materiałach historycznych.

Przy ołtarzu polowym uczestniczymy we mszy św., którą odprawia ks. Zenon Rubach. Na ołtarzu palą się przywiezione przez nas znicze. Mimo kilkustopniowego mrozu nikt nie odczuwa zimna.

W zadumie spacerujemy później pomostami ponad szczątkami polskich oficerów, naukowców, prawników, lekarzy, artystów. Stalin wiedział, jak najdotkliwiej uderzyć w naród, rzucić na kolana, zabijając właśnie ich. Skutki tego uderzenia odczuwamy do dzisiaj. Czym jest naród bez inteligencji. Jak wyglądałaby Polska, gdyby nie było Katynia, Kuropat, Ponarów, które odwiedzamy na Litwie i wielu innych, może do dziś nie odkrytych miejsc zbrodni na narodzie polskim?

Ponary – najboleśniejsze litewskie miejsce dla Polaków, choć nie jest ono tak znane, jak Katyń. W 1940 roku Sowieci rozpoczęli tutaj budowę bazy paliw płynnych dla samolotów. Zrobili pięć ogromnych wykopów, które w okresie okupacji hitlerowskiej były wykorzystywane do grzebania mordowanych Polaków i Żydów. Manipulowani przez Niemców Litwini spędzali tutaj ofiary i rozstrzeliwali z broni maszynowej. Od lipca 1941 roku do 1944 roku życie straciło w ten sposób ok. 20 tys. Polaków. Mordy poprzedzane były strasznymi torturami w kazamatach na Łukiszkach i w piwnicach gestapo.

Testamentem jednego z gimnazjalistów więzionych na Łukiszkach były słowa: "Słuchaj, kimkolwiek jesteś, wiedz, że wyrok śmierci nie pokonał żadnego z nas. Solidarni i świadomi wagi chwili oddajemy życie za Boga i Ojczyznę. Wierzymy, że to, o co walczyliśmy, nie zginie. Sprawę podejmą inni... Polska powstanie wolna i niepodległa... Powiedz to innym. Nie załamał się nikt. Wierzymy, że naszym życiem, naszą śmiercią rozporządza Opatrzność, więc jesteśmy spokojni i ufni". ( z książki Heleny Pasierbskiej ,,Wileńskie Łukiszki’’).

Mogiły naszych rodaków splatają się z odwiedzanymi przez nas również miejscami związanymi z największym polskim poetą – Adamem Mickiewiczem - Zaosie, Nowogródek, Wilno.. Miejsca te dopełniają się i tworzą jeden wspólny szlak: pamięć i patriotyzm, przemawiając do nas słowami wieszcza:

,,O wieści gminna! Ty arko przymierza
Między dawnymi i młodszymi laty:
W tobie lud składa broń swego rycerza,
Swych myśli przędzę i swych uczuć kwiaty’’

Na szlaku spotykaliśmy Polaków pozbawionych Ojczyzny, często zapomniani przez Ojczyznę, w sposób niezwykły dla nas, lecz dla nich zupełnie naturalny i oczywisty pielęgnujący ,,wieść gminną’’.

Do dziś brzmią nam w uszach opowieści jednego z takiego Polaków – Stanisława Poczobuta-Odlanickiego, który był przewodnikiem po naszej wędrówce. W swojej książce ,,Opowiadania Polaka na Kresach’’ tak napisał: ,,My, Polacy na Kresach, dość istotnie różnimy się od was Polaków z Macierzy. To, do czego my tęsknimy i dążymy przez całe życie, wy macie od urodzenia. My chcemy mówić o Polsce, wy o życiu na co dzień. Ten, kto ma matkę kocha ją, to nie za dużo o tym gada. Ten, kto urodził się sierotą, lub stracił ją, będzie ją kochać i tęsknić do niej przez całe życie. I o dziwo, ta wielka tęsknota, ta miłość do matki – ojczyzny, czyni nas szczęśliwymi pośród tej męczarni, którą urządzają władcy tych krajów swoim narodom, gdzie my żyjemy. Mogiły przodków i miłość do Polski czynią nas szczęśliwymi. Dlatego i ja mogę powiedzieć, jestem szczęśliwy, że urodziłem się Polakiem, choć i za Bugiem i za Niemnem’’.

Uczmy się od nich tej miłości i nie bójmy się, że odwiedzanie mogił przodków zamknie nas na przyszłość, wyzwoli w nas nacjonalizm, wrogość wobec innych narodów. Odwiedzanie mogił powinno nauczyć nas patriotyzmu, który jest absolutnie pozytywnym uczuciem i postawą. Jedynie pamięć o przeszłości, świadomość ciągłości dziejów buduje narodową tożsamość.

Ewa Michalak

II Liceum Ogólnokształcące im. Dąbrówki w Gnieźnie

W miesiącu marcu Starostwo Powiatowe w Gnieźnie stworzyło stypendystom niebywałą okazję wzięcia udziału w wyjeździe na Kresy Wschodnie. Pełna niespodzianek wyprawa pozwoliła nam na uzupełnienie wiadomości zarówno historycznych, jak i tych związanych ze zdobytą wiedzą z zakresu literatury czy geografii. Jechaliśmy tam z pewnym wyobrażeniem. Znaliśmy przecież te miejsca z opowiadań, programów telewizyjnych, często uczyliśmy się o nich w szkole. Książkowa wiedza jednak nie zawsze podkłada się z rzeczywistością. To, co zobaczyliśmy niekiedy przerosło nasze oczekiwania...

Jedziemy autokarem przez obwodnicę Mińska. Przewodnik zwraca uwagę na las po lewej stronie drogi. Zwyczajny oddzielający dwa osiedla, obok których biegnie obwodnica stolicy Białorusi. Jesteśmy coraz bliżej. W zasadzie to nie las, to lasek. Zwyczajny, sosny i brzozy. Przewodnik informuje, że te drzewa są świadkami prawdopodobnie jednej z największych zbrodni ludobójstwa w dziejach ludzkości. Jesteśmy coraz bliżej, zwalniamy. Widzimy, że do lasku usytuowanego na wzgórzu prowadzi szeroka na kilka metrów droga. Droga, która ogrodzona jest rzędem krzyży. Zatrzymujemy się na przystanku autobusowym. Schodzimy z obwodnicy i przejściem podziemnym przechodzimy na jej drugą stronę. Idziemy kawałek polem i dochodzimy do lasku. Cały ogrodzony jest aleją z krzyży. Wchodzimy na wspomnianą drogę i ruszamy w jego głąb. Cały czas towarzyszy nam hałas z obwodnicy. Po kilkuset metrowym marszu zdajemy sobie sprawę, że las składa się nie tylko z sosenek i brzóz. Między drzewami krzyże, takie same jak wzdłuż drogi. Wysokie - półtora do dwóch metrów. Las krzyży. Więcej krzyży niż drzew. Każdy z nas się zastanawia, co tutaj musiało się stać, że to miejsce wręcz krzyczy swoim wyglądem. Idziemy dalej, końca drogi nie widać, cały czas pod górkę. Wszędzie śnieg, drzewa i krzyże. Tych ostatnich coraz więcej. Dochodzimy do miejsca, w którym schodzą się trzy drogi takie jak ta, którą przybyliśmy – szczyt wzgórza. Na środku stoi kamień z namalowanym wizerunkiem Matki Boskiej i cytatem z Biblii. W zasadzie nie wiemy co oznacza, bo napisany jest cyrylicą. Stajemy wokół przewodnika. „Ten las krzyży jest chyba największym cmentarzyskiem w Europie” – zaczyna mówić. „Nie wiemy ilu ludzi zostało zamordowanych tutaj, w Kuropatach, bo było ich tak dużo, że nikt nie był w stanie policzyć ciał kiedy je odkryto. Szacuje się, że w granicach 250-350 tysięcy, ale to tylko szacunki. Głównie byli to Polacy, zabijani przez Rosjan tylko za to, że ich nazwisko kończyło się na –ski.” Każdy z nas zastanawia się ilu z naszych bliskich ma takie nazwisko, jeśli samy nie pasujemy do tego schematu. Miejsce przeraża. Wzbudza lęk. Nie sposób odpowiedzieć na proste pytanie: dlaczego? „Władze Białoruskie ignorują to miejsce” – mówi przewodnik. Po skromnym kamieniu na miejscu kaźni tylu rodaków widać potwierdzenie tych słów. „Po odkryciu tej zbrodni, co nastąpiło przypadkiem w 1988 roku podczas budowy obwodnicy, miejsce było bezczeszczone. Władze zsyłały tutaj bandytów, którzy byli zwalniani z więzienia w zamian za obietnicę regularnego niszczenia krzyży, które stawiali tutaj Polacy.” Dzisiaj jednak krzyże stoją. Mija chwila zadumy, odmawiamy modlitwę, zapalamy znicze. Wysnuwanie jakichkolwiek refleksji jest skutecznie niszczone przez hałas z obwodnicy. Wokół kilka imion i nazwisk na krzyżach. Kilka. A pozostałe setki tysięcy? „Dziś władze blokują wszelkie działania mające na celu przeprowadzenie badań czy wzniesienie jakiegokolwiek godnego pomnika dla ofiar.” „Nie pytajmy gdzie był Bóg, kiedy trwała ta zbrodnia. Pytajmy gdzie byli ludzie, którzy założyli knebel na głos swoich sumień.” Smutek. Wracamy do autokaru. Trudno sobie wyobrazić długie na 70 i głębokie na 50 metrów doły, w których spoczywają pomordowani. Ruszamy dalej. Kilkaset metrów od lasku osiedle domków jednorodzinnych. Nie mógłbym tam mieszkać. Na Białorusi nikt o Kuropatwach nie mówi. Ludzie nie znają tamtejszej historii, państwo skutecznie dba o dostateczną ilość zajęć dla swoich obywateli. Msza w Grodnie. Kazanie polskiego kapłana: „Nie pozwólmy wrócić do tego, co było kiedyś. Nie gódźmy się na indoktrynację naszych dzieci, bo dzisiaj władze znów ją rozpoczynają. Nie cofajmy się wstecz. Nie ma dla takiej drogi usprawiedliwienia. Żadnego. Widzieliśmy do czego ona prowadzi. Nie wchodźmy na nią ponownie. Opamiętajmy się.” Będąc wolnymi ludźmi łatwo nam dostrzec niewolę naszych sąsiadów. Oni jednak o niej nie myślą. Skuteczna organizacja życia społecznego połączona z wszechobecną biedą oddala ludzi od głębszych potrzeb i aspiracji. W kraju, w którym tabliczka czekolady kosztuje 5500 rubli, a butelka wódki 8000 nikt nie myśli o zmianach. Każdy myśli tylko o tym jak związać koniec z końcem. A my obok żyjemy tak, jakbyśmy niczego nie dostrzegali.

Konrad Mazur

Zwiedziłam wiele europejskich państw. Widziałam Paryż, Rzym, Barcelonę. Kiedy usłyszałam o możliwości wyjazdu na Wschód, natychmiast się zgodziłam. Bardzo chciałam odwiedzić miejsca tak blisko związane z naszą kulturą. Nie przypuszczałam jednak, że tak różnią się od tych, które dobrze znam. Nie sądziłam, że mogą tak przejąć i przestraszyć człowieka. Szczególnie te, które były niemymi świadkami tragedii Polaków. Zwyczajne lasy, malownicza okolica, śnieg skrzypiący pod nogami, słońce górujące na błękitnym niebie. Na pierwszy rzut oka nie mają nic wspólnego z wydarzeniami, jakie rozegrały się tutaj kilkadziesiąt lat temu. A jednak. To właśnie te szumiące wokoło drzewa stanowią pomnik pomordowanych. To one były świadkami kilku z największych tragedii, jakich dopuścił się człowiek, jeśli kogoś, kto wymordował tysiące ludzi można określić takim mianem. Nawet słowo „zwyrodnialec” jest tutaj zbyt słabe. Stojąc pośród setek krzyży, modląc się nad symbolicznymi mogiłami zabitych, próbowałam pojąć, co skłoniło Rosjan do podjęcia takich radykalnych środków? Niestety nie udało mi się to. Nie dociera do mnie, jak w czyjejś głowie mógł uroić się tak makabryczny plan zniszczenia. Zwyczajnie przestraszyłam się tego, co zobaczyłam oraz tego, co próbowałam sobie wyobrazić. Zamknęłam oczy. Ciemna noc, gwiazdy, pojedyncze strzały przerywające ciszę i olbrzymie doły pełne ciał. Na samo wspomnienie przechodzą mnie ciarki. Uważam jednak, że taka powinna być prawidłowa reakcja każdego. Lęk przed podobną tragedią pozwala zmotywować do podjęcia wszelkich starań, aby podobne czystki nie miały nigdy miejsca. O Katyniu czy Kuropatach należy mówić głośno. Zbyt wiele krwi zostało tam przelane. Nikt nie reagował, gdy wykonywano absurdalne wyroki. Teraz należy oddać cześć zamordowanym, a najlepszym wyrazem szacunku dla nich jest pamięć, która nie może zniknąć. Martwi mnie tylko fakt, że dzisiaj w XXI wieku, w dobie szybkiego rozwoju, globalizacji i kosmopolityzmu, tak niewielu z nas wie o tym, co wydarzyło się przed laty w białoruskich lasach. Dziś nie jest modne myśleć takimi kategoriami jak patriotyzm. Dla wielu lepiej jest podążać z biegiem czasu, akceptować zmiany, modyfikować własny system wartości, zapominać o przykrych sprawach. Osobiście nie zgadzam się z takim myśleniem. Polacy powinni częściej odwiedzać tamte strony i mieć kontakt z mieszkającymi tam rodakami. Oni, mimo że nie mają możliwości przebywania w ojczystym kraju, stanowią dla nas wzór do naśladowania. Ani władze rosyjskie, ani białoruskie nie ułatwiają im życia oraz kontaktów z Rzeczpospolitą. Wiele muszą się natrudzić, aby otrzymać Karty Polaka, a jednak podejmują walkę o swoje prawa. W tych trudnych warunkach kultywują rodzime tradycje, nauczają języka polskiego, dbają o miejsca pamięci narodowej. Podziwiam ich za wytrwałość, szczególnie młodych ludzi, urodzonych już w byłym ZSRR, którzy są niekiedy prawdziwszymi Polakami niż pełnoprawni obywatele przyzwyczajeni do wolności i suwerenności narodu.

Paulina Kozłowska

Na wstępie pragnę wyrazić swą wdzięczność za możliwość wyjazdu do tak fascynujących historycznych miejsc i poznania tamtejszego czasu komunizmu. Wzruszającym przeżyciem było oddanie hołdu naszym poległym rodakom wymordowanym za patriotyzm. Niezapomniane i bardzo interesujące było zwiedzanie: Ostrej Bramy w Wilnie, Zamku w Trokach, muzeów, kościołów, cerkwi oraz miejsc związanych z Mickiewiczem. Była to podróż w bolesną przeszłość narodu polskiego, którą musimy przekazywać przyszłym pokoleniom. Bardzo ważna była dla mnie wycieczkowa integracja:)

Marlena Świątek, Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych nr 4

Jestem jedną z osób, którym poszczęścił los i przyniósł wyjazd do Katynia. Cała wycieczka miała charakter edukacyjny lecz nie da się ukryć, że było można bawić się wyśmienicie. W czasie trwania podróży poznałem wiele interesujący osób, z którymi wesoło spędzaliśmy czas. Cały wyjazd trwał tydzień. Przez ten czas zobaczyłem wiele wspaniałych miejsc. Były to miejsca zbrodni wojennych, wspaniałe świątynie, kościoły, muzea i wiele innych. Dzięki podróży poznałem kawałek świata, którego być może już nigdy nie będę miał możliwości odwiedzić. Poznałem miejsca, w których wychowywali się ważni dla literatury polskiej artyści tacy jak Mickiewicz i Słowacki. Mogłem dotknąć biurka, na którym tworzył Mickiewicz, zobaczyć jak naprawdę wyglądał jego dom. Nie taki, jak na obrazku w podręczniku, lecz prawdziwy, dający możliwość poczucia tego, co czuł poeta przekraczając jego progi. Zobaczyłem piękne okolice Niemna oraz Świteź. Miejsca, o których powstały przepiękne dzieła literackie. Bardzo ciekawe, interesujące, a zarazem i wesołe było opowiadanie naszego przewodnika pana Poczobuta. Potrafił nie tylko zaciekawić swą wypowiedzią, ale i rozweselić. Prócz informacji edukacyjnych, opowiadał historie brane z życia codziennego, co było równie interesujące. Głównym celem wycieczki był jednak Katyń. Miejsce zbrodni wojennej. Mogłem uczestniczyć we mszy świętej, odprawionej w tym ważnym miejscu. Myślę, że wiele osób dałoby wiele, by się ze mną zamienić. Stojąc przed tablicami upamiętniającymi śmierć, zdałem sobie sprawę, w jak ważnym miejscu się znajduję. Podczas podróży mogłem poznać warunki panujące w Europie wschodniej. Do tego czasu tylko słyszałem, jak tam się żyje, że jest ciężko, lecz teraz na własne oczy mogłem zobaczyć, jak jest naprawdę. Doświadczyłem przeżyć, jakich nie można doznać będąc w domu. Cały wyjazd oceniam w bardzo pozytywnym świetle. Była to dla mnie wielka niespodzianka, gdy dowiedziałem się, że mam możliwość wyjazdu do tak ważnych miejsc. Muszę się przyznać, że zawsze chciałem wyjechać do Rosji, by sprawdzić swoje umiejętności posługiwania się językiem rosyjskim. Mimo małych niespodzianek, które nas spotkały, oddałbym wiele, by móc jeszcze raz przeżyć taką wycieczkę, z takimi cudownymi osobami.

Arkadiusz Szymkowiak, Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2

Z pewnością każdy z nas zapamięta bardzo miło ten wyjazd, który zorganizowany został za sprawą władz Powiatu Gnieźnieńskiego. Wyjazd był zorganizowany bardzo dobrze, można być zadowolonym. Po drugie, ludzie, z którymi przebywaliśmy byli fantastyczni. Po trzecie, miejsca w których przebywaliśmy. Miejsca, w których budziła sie zaduma, wyciszenie, spokój i pamięc o pomordowanych Polakach na Kresach. To pozostanie na długo w pamięci. Mnie na przykład utkwiła w świadomości msza św. sprawowana w Katyniu. Było to niezwykle głębokie przeżycie. Po czwarte wspaniałe miasta litewskie, dawniej należące do Polski. Miasta pełne uroku, piękna i unoszącego się wszędzie ducha Dawnej Polski. Serdecznie dziękujemy za możliwośc zwiedzenia urokliwych Kresów, miejsca gdzie żyje piękno państwa polskiego. Jak to ktoś pięknie określił, była to dla nas "wycieczka życia". Co do tego nie ma żadnej wątpliwości. DZIĘKUJEMY!

Paweł Brzeźniak, Zespół Szkół im. Jana III Sobieskiego

Wycieczka była na pewno wspaniałą przygodą. Te miejsca, które zwiedziliśmy żadne z nas nie zapomni ich do końca życia. Przede wszystkim Katyń, Kuropaty. Oczami wyobraźni widzieliśmy to, co działo się kilkadziesiąt lat temu. Tak samo mogę powiedzieć, że pięknym miastem jest Wilno, w którym mieliśmy okazję spędzić 3 dni. Bardzo miło wspominam tą wycieczkę i będę ją bardzo długo wspominać.

Klaudia Ratajczak, Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych nr 4
Starostwo Powiatowe