Zasłużeni dla Solidarności
Obaj Panowie wsławili się nie tylko pracą na rzecz lokalnej społeczności, ale także organizacją i przynależnością do związku zawodowego Solidarność. Pretekstem do spotkania był zbliżający się Dzień Wolności i Solidarności.
Jest to święto ustanowione przez Sejm RP w dniu 27 lipca 2005 roku i obchodzone corocznie 31 sierpnia. W trakcie spotkania ze Starostą obaj Panowie nie tylko przypomnieli wydarzenia związane z tworzeniem struktur Solidarności na terenie Gniezna, ale żywo wspominali swoich kolegów i przyjaciół z tamtych czasów. Zaproszeni goście otrzymali od Starosty listy z wyrazami uznania i podziękowania za trud związany z historycznym zrywem Polaków do wolności i niepodległości, który zapoczątkował proces upadku komunizmu
i wyzwolenia narodów Europy Środkowej i Wschodniej. Korzystając z okazji przeprowadziliśmy krótką rozmowę z zaproszonymi gośćmi.
Od kiedy byli Panowie członkami Solidarności i dlaczego w ogóle zdecydowali się na udział w tym wielkim ruchu społecznym?
Alfons Łykowski: Z Solidarnością jestem związany od samego początku. Osobiście brałem udział w I zjeździe Związku. Sam wybór Solidarności i zaangażowanie w jej działanie były prostą konsekwencją mojego negatywnego stosunku do poprzedniego systemu. Pierwsze rozczarowanie tzw. demokracją ludową było pokłosiem mojej przymusowej pracy przy budowie Nowej Huty. Któregoś dnia wywieziono mnie i innych bydlęcymi wagonami pod Kraków. Nikt mi się nie pytał czy mam na to ochotę. Jeszcze dziś pamiętam, że warunki lokalowe i wyżywienie były paskudne.
Zygmunt Kapeliński: Podobnie było z moją osobą. Niechęć do PRL-u, tzw. władzy ludowej, całej machiny propagandowej i absurdów tamtej rzeczywistości wynikał z moich negatywnych doświadczeń z okresu młodości. Niebagatelną rolę odegrało tu również wychowanie. W szczególności nauki mojego dziadka, który od początku zaszczepił we mnie niechęć do komunizmu. To z kolei wynikało z jego doświadczeń i oceny tego, co można by nazwać socjalizmem. Przyznaję, że ogromne znaczenie w kształtowaniu mojej postawy patriotycznej, niechęci do słusznie minionego systemu, a w konsekwencji zaangażowanie
w działalność Solidarności było związane także z wychowaniem religijnym i silnym zanurzeniem w wiarę.
Na czym polegało Panów zaangażowanie? Jak wyglądała naprawdę walka
z komunizmem?
Zygmunt Kapeliński: W latach 80. pracowałem już jako radca prawny. Osoby, które protestowały lub jedynie sprzeciwiały się niesprawiedliwości poprzedniego systemu bardzo często miały problemy w pracy. Często takie osoby były szykanowane lub po prostu zwalnianie z pracy. Moją rolą było zaś reprezentowanie ich interesów przed sądami, udzielanie porad prawnych. Robiłem to społecznie. Zajmowało to dużo czasu. Często nie miałem nawet chwili na wypicie herbaty. Dyżur w ówczesnej siedzibie Solidarności
(ul. Chrobrego w Gnieźnie) trwał od 9:00 do 16:00 i dosłownie drzwi się nie zamykały. Przed sądem miałem okazję bronić obecnego dziś kolegę Alfonsa Łykowskiego. Tak wyglądała moja walka z poprzednim systemem i jego aparatem ucisku. Później – w 1989 roku – byłem także mężem zaufania w trakcie pamiętnych wyborów 4 czerwca.
Alfons Łykowski: Przede wszystkim zajmowałem się kolportażem bibuły. Najczęściej dwa razy dziennie swoim Fiatem 126p jeździłem do Poznania i z powrotem. Było nas maksymalnie 4 osoby. Pamiętam, że w tamtym czasie moja małżonka mówiła, że nasz samochód i ja służymy raczej Solidarności niż domownikom. Oczywiście wszystko to
w konwencji żartu. Konsekwencją takiej działalności były nie tylko szykany, ale również wizyty i rozmowy z Panami ze Służby Bezpieczeństwa. Szczególnie jedna z tych wizyt zapadła mi w pamięć. Namawiano mnie wówczas, abym przekonał swojego syna do rezygnacji z nauki w seminarium duchownym. Obecnie syn jest proboszczem
w Łubowie. A więc wizyta SB się nie udała.
Zygmunt Kapeliński: Ja odbyłem podobną rozmowę. Jeszcze w czasach szkolnych. Namawiano mnie bym donosił o tym, o czym rozmawiają moi koledzy i profesorowie. Chodziło o tych, z którymi podróżowałem pociągiem do szkoły. W rozmowie brał udział mój kolega, który już wtedy uczęszczał do szkoły policyjnej w Szczytnie oraz jeszcze jedna osoba - zapewne funkcjonariusz SB – nie przedstawił się.
Obecnie wiele osób należących do Solidarności piastuje wysokie funkcje państwowe
i polityczne. Jest jednak również grono osób, które żyją skromnie, a niektórzy wręcz na skraju ubóstwa. Czy z perspektywy lat nie żałują Panowie swojego udziału w walce z komunizmem?
Alfons Łykowski: Nigdy nie żałowałem mojego zaangażowania. Mimo szykan, zwolnienia
z pracy i przymusowej emigracji. Wyznaję zasadę, że człowiek który sprzedaje się, porzuca wyznawane wartości, jest koniunkturalistą to osoba bez charakteru.
Zygmunt Kapeliński: Nigdy nie żałowałem swojego zaangażowania. Nie przywykłem również zdradzać idei i ludzi. To znów wynika z mojego wychowania i wpływu dziadka,
o którym już wspominałem. To on nauczył mnie, że człowiek bez zasad jest gorszy niż zwierzę. Wierny tej zasadzie zawsze będę się czuł człowiekiem Solidarności. Nie szedłem
i nie pójdę nigdy na marne kompromisy.
Dziękuję za rozmowę.
Alfons Łykowski, Zygmunt Kapeliński: Dziękujemy.